Intro

Chciałbym dzisiaj podzielić się swoimi spostrzeżeniami, przemyśleniami odnośnie rozmów rekrutacyjnych. Na Facebooku obserwuję wiele grup związanych z branżą IT. Grupy te dotyczą “mięska technicznego” jak i tematyki stricte związanej ze sprawami organizacyjnymi bycia w zawodzie. Parę dni temu pojawiła się pewna dyskusja, która natchnęła mnie do popełnienia niniejszego posta.

Problem

Autor posta na pewnej grupie zwrócił się do forumowiczów z ciekawym problemem. Dotyczył on tego, że pomimo posiadanej dużej wiedzy autor nie był w stanie przebić się, przekonać rekruterów do siebie. Wbrew pozorom nie jest to rzadko spotykana trudność i podejrzewam, że spora większość z nas albo już się z tym spotkała albo jeszcze się spotka.

To chyba można nazwać klasyką gatunku. Czyli idziemy na rozmowę, technicznie jesteśmy przygotowani, odpowiadamy na większość pytań prawidłowo po czym wywiązuje się dialog dosłownie jak w “Poranku Kojota”:

  • Zadzwonimy do pana.
  • Okej… A ja nie mam telefonu!
  • Okej, okej …


Wygląda znajomo? Spokojnie, każdy z nas tam kiedyś był…

Potencjalna przyczyna problemu - czyli dwaj panowie na białych koniach

W swojej karierze zawodowej zasiadałem po obu stronach biurka rekrutacyjnego. Część rozmów odbyłem jako kandydat, część jako weryfikator techniczny. Większości rozmów towarzyszył gość, który tuż przed rozmową przyjeżdżał na białym koniu - na imię mu: “Stres” - czasem wpadał ze swoim dobrym kumplem “Strachem”.

To nie jest tak, że stres czy strach jest czymś złym. Często te czynniki pozytywnie motywują i napędzają do działania. Powiem więcej - chronią przed brawurą. Jednak tych przypraw nie może być za dużo w daniu głównym. Stanowią one bardzo mocne blockery. Jednym słowem - trzeba mieć silną psychikę …



Cechy osobowości to kolejny czynnik wpływający bezpośrednio na rozmowę rekrutacyjną. Każdy z nas jest inny, każdy z nas ma inne doświadczenia życiowe, zawodowe. Żyjemy w różnych środowiskach. Ktoś może być bardziej zamknięty lub otwarty, a stres lub strach może mniej lub bardziej blokować taką osobę w komunikacji.

Rekruter natomiast jest w nieciekawej sytuacji, jego zadaniem jest rozpoznanie kandydata na podstawie 1-2 godzinnej rozmowy. Bada nie tylko wiedzę techniczną, ale też umiejętności miękkie takie jak: radzenie sobie ze stresem, umiejętność pracy w zespole, kulturę osobistą. Widząc nadmiernie zestresowaną osobę, nie podejmującą dyskusji ciężko rekruterowi jest prawidłowo ocenić kandydata. Stawką jest zdobycie zaufania na podstawie CV i dwugodzinnej rozmowy. Pomijam oczywiście kwestie patologiczne, bo i kandydaci i rekruterzy nieraz potrafią mieć dużo za uszami :)

No dobra, ale co robić? Jak żyć?

W dyskusji na forum padały różne odpowiedzi w stylu:

  • Trening czyni mistrza. Musisz chodzić na rozmowy dla sportu …
  • Po N-tej rozmowie będzie łatwiej …
  • Po każdej rozmowie spisz to co poszło nie tak
  • Nie ściemniaj w CV
  • Uśmiechnij się, miej też w sobie trochę pokory

Owszem, trening czyni mistrza, natomiast z perspektywy kandydata ciężko jest nieraz odczytać feedback. Super rozwiązaniem jest zrobienie sobie podsumowania z rozmowy pod warunkiem, że rozumiemy swoje błędy i mechanizm samej rozmowy rekrutacyjnej. Szczerze nie popieram uczestnictwa w rekrutacjach w czasie gdy nie zamierzamy zmieniać pracy. Dlaczego? Miejmy świadomość, że każdy proces rekrutacyjny dla danej firmy jest wbrew pozorom niemałym kosztem. Jednak ktoś musi poświęcić czas kandydatowi, często HR’ka, weryfikator techniczny - a wiadomo, czas to pieniądz.

Ściema w CV? Chyba nie ma lepszego podbijacza poziomu stresu i adrenaliny podczas rozmowy (Znów … każdy z nas tam był … ). Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw, a przyłapanie na oszustwie to nic innego jak gratisowe punkty ujemne.

Na rozmowę techniczną polecam iść z nastawieniem, że idziesz rozmawiać jak równy z równym. Rozmowa to nie egzamin na studiach, to dialog. Nie znasz odpowiedzi na pytanie? To masz dwa wyjścia:

  1. Powiedzieć “Nie wiem.” i sprowadzić po prostu rozmowę do egzaminu i przejść do następnego pytania, zgarniając ujemne punkty.
  2. Powiedzieć “Nie wiem, ale domyślam się o co może chodzić, czy chodzi o to i to?” i jednocześnie nawiązać dialog. Czasem może okazać się że znałeś odpowiedź, ale nie zrozumiałeś się z weryfikatorem. Jeżeli będziesz głośno myślał, dostaniesz drugą szansę na sprostowanie.

Prowokuj pozytywną dyskusję:

  • “Hmmm mieliśmy podobny problem w poprzedniej pracy - z tego co pamiętam rozwiązany był tak i tak”.

Pokazujesz, że wiesz gdzie szukać rozwiązań, komunikujesz się, pokazujesz inicjatywę. Jeżeli weryfikator przedstawia jakieś rozwiązanie to Ty też zadawaj pytania np:

  • “Ale jakie to ma wady i zalety?”"
  • “A czy to trudne jest do wdrożenia?”
  • … etc.

Jeżeli ciężko jest Ci się przełamać w komunikacji, wyobraź sobie, że rozmawiasz na te tematy przy kawie z kolegą z pokoju, prowadzisz luźną dyskusję techniczną na temat technologii. Zawód programisty to ciągły stan bycia w niewiedzy, a umiejętność dyskusji, zadawania pytań i rozwiązywania problemów jest kluczowa.

A tak na koniec, może warto spojrzeć z innej perspektywy?

  • Czy jak będę zadawał pytania czy się coś stanie? Czy zginie mały kotek lub zabiję człowieka? (mam nadzieję, że nie aplikujesz do organizacji terrorystycznych😃)
  • Ej, Ci ludzie mogą być potencjalnie moimi kolegami z pracy. Muszę się im przyjrzeć dokładniej, wypytać ich o wszystko.
  • Ej, a w sumie co mam do stracenia? Mogę zyskać fajną pracę lub ewentualnie uniknąć jakiegoś bagna projektowego, toksycznych relacji, słabej pracy?

Dodajmy jeszcze szczyptę humoru do rozmowy. To też jest miły akcent, który pozwoli zapunktować, zapamiętać się, a po pozytywnym rozpatrzeniu rektuacji … miło spędzać czas w roboczogodzinach :)

Do brzegu …

Mam nadzieję, że tym postem chociaż trochę pomogłem inaczej spojrzeć na rozmowy rekrutacyjne i nabrać pewności siebie. Oczywiście posłużyłem się przykładem rekrutacji na stanowisko programisty chociaż jestem przekonany, że analogicznie odniesiesz moje wskazówki do swojej branży. Życzę powodzenia i samych pozytywnych skutków rekrutacji - no i oczywiście, żeby firmy faktycznie oddzwaniały :)